
O nowym MINI Countryman SE przeczytacie już w październikowym numerze iMagazine. Ten tekst miał być poświęcony pierwszym wrażeniom z jazdy tym samochodem. Wspomnę o tym, ale w tym tygodniu obchodziliśmy dzień bez samochodu, w nadchodzącym numerze będziemy mieli też wywiad o Smart miastach. Te jazdy testowe pokazały mi dobitnie jak bardzo złe są polskie drogi i… my sami.
Bardzo cienka linia na mapie dzieli nas od zupełnie innych standardów jazdy i samych dróg. I niestety nie mówię tu o 5-pasmowych autostradach, gdyż to oczywistość. MINI Countryman SE zabrałem na wycieczkę w okolice Frankfurt nad Menem. Tylko nie do miasta, nie na autostrady, a na tereny idealnie pasujące do jego nazwy. Jeździłem po niemieckich wsiach na terenach Hesji i Bawarii. Pełno tam pagórków, lasów, pól – generalnie prawdziwe sielskie widoki.
Przede wszystkim jednak to ludzie sprawili, że jest tam naprawdę sielsko. Małe mieściny, wioski są stworzone dla mieszkańców, nie dla samochodów przemierzających je. Na początku takiego miasteczka znaleźć możemy pomiar prędkości, który pokazuje, że jedziemy na przykład za szybko i wyświetla smutną buźkę. Są też swoiste naturalne spowalniacze – lekko przesunięta jezdnia i kwieciste klomby. Inną formą spowolnienia w miasteczkach są też parkingi na ulicy. Nie obok ulicy, nie na chodniku, ale bezpośrednio na drodze. Zaparkowane samochody stanowią więc szykany dla jadących aut. W wielu tych małych miejscowości prędkość ograniczona jest nie do 50 km/h, a 30 km/h i nikt tam nie ma z tym problemu. Natomiast nawet jeśli jest ograniczenie do 50 km/h, to i ono jest zmniejszone do 30 km/h w godzinach nocnych, tak aby nie hałasować mieszkańcom.
Jazda po tych miejscowościach z prędkością 30 km/h nie była męczarnią. Wręcz przeciwnie zadbana przestrzeń w koło i dość naturalne metody ograniczenia prędkości (klomby, samochody, przewężenia dróg) sprawiły, że ta prędkość była akceptowalna. Stosowali się do niej tak samo kierowcy w Porsche, Q7, X5 jak i Skodach. Sam przełączałem wtedy napęd hybrydowego MINI na czysto elektryczny, co sprawiało, że stawał się praktycznie bezgłośny. W głośnikach Młynarski, Daukszewicz i prawdziwy sielski obraz. Cytując klasyka – zero potrzeb.
Tymczasem w nocnych warunkach wracałem do siebie z Warszawy. Przez Piotrków Trybunalski i liczne mniejsze wsie w okolicach. Dopiero po tych doświadczeniach uderzyło mnie to o czym często mówi między innymi Magdalena Milert. Nasze drogi, zwłaszcza te w małych miejscowościach, zaprojektowane są tak, że prowokują do szybkiej jazdy. Postawienie ograniczenia do 50 km/h nic nie zmienia. Ani fotoradar, ani duże mandaty tego nie zmienią. Dobrych nawyków na takich drogach też nie wykształcimy. Szerokie drogi, które są tworzone jako „przelotówki” przez mieściny właśnie tak są finalnie traktowane, że samochody mkną po nich 90km/h czy nawet więcej, choć ograniczenie jest do 50 km/h. Jazda zgodnie z ograniczeniem frustruje, gdy nikt inny jej nie przestrzega, a sama droga daje możliwości do dużo szybszej jazdy. Oczywiście na bokach domy, z których w każdej chwili wyłonić się może pies lub, co gorsza, ubrany na ciemno człowiek, wracający z piwka od sąsiada lub rowerzysta na starym rowerze, bez żadnego światła.
Za bezpieczeństwo na drogach odpowiadamy wszyscy, a właściwie wszyscy jesteśmy winni. Bardzo dużo można zarzucić kierowcom, brawura, bezczelność, stan techniczny pojazdów, tego się nie da obronić i to powinno być wyplenione. Jednak bez adekwatnej infrastruktury niewiele zrobimy. Szkoda, że większość gmin nie widzi problemu, bo głównym celem włodarzy jest przeżycie od wyborów do wyborów na stanowisku.
Wracając do MINI – ten 220 konny samochód z hybrydowym napędem, naprawdę więcej frajdy daje przy spokojnej, widokowej jeździe, niż mknięciu na autostradzie. A urok ciszy podczas jazdy czysto elektrycznej jest fenomenalny. Więcej o samochodzie dowiecie się z październikowego iMagazine już w przyszłym tygodniu.
Jeśli artykuł Jeżdżąc MINI Countryman SE doświadczyłem jak źle zaprojektowane są polskie drogi nie wygląda prawidłowo w Twoim czytniku RSS, to zobacz go na iMagazine.